wtorek, 5 listopada 2013

Ten czas!

Zbliża się nieubłaganie, nadchodzi.
Turniej gier komputerowych rady studentów wydziału matematyki i informatyki.
KOCHAM CIĘ, UNIWERSYTECIE WROCŁAWSKI!

Sklejona na szybko drużyna, ciężkie pieniądze zainwestowane w nagrody - pięć złotych na głowę to nie przelewki! - i lecim na Szczecin, proszę państwa. Konkurencji jest kilka, ja oczywiście z zapałem zapisałam siebie i znajomych (oni już aż takim zapałem nie emanują, ale dzielnie się trzymają) na League of Legends, serwer nordic-east. Trzydzieści sześć zespołów, do 1/8 turnieju przechodzi osiemnaście - w tym my, mam nadzieję! Trzymajcie kciuki dobrzy ludzie, bo to dla mnie naprawdę ważna sprawa, a dzisiaj gramy z pierwszymi przeciwnikami z naszej grupy. Hej, pierwsza względnie poważna rywalizacja w mojej nierozpoczętej jeszcze karierze! Później już tylko sława i pieniądze, mówię wam.

Poza tym moje życie toczy się jak zwykle - powoli, nudno, raczej bez sensu. Nie mam pracy, ale już hejtuję pracodawców, właśnie dlatego, że nie istnieją. O, może ktoś mi powie, co robię nie tak? Bo większość długiego weekendu spędziłam na odpowiadaniu na ogłoszenia o pracę i nikt do mnie nie odpisał. Zaczynam robić się sfrustrowana, bo naprawdę przydałyby mi się pieniądze, jako że upatrzyłam sobie komputer i marzy mi się, że kupię go jeszcze w tym stuleciu... Taak. Cel: dwa i pół tysiąca złotych polskich w jak najkrótszym czasie. Niby mogłabym chodzić za rodzicami i jęczeć, żeby się dorzucili, ale nie chcę. Hola, dorosła jestem? Jestem. Rączki mam? Mam. No więc skoro tak, to mogę się trochę nagimnastykować, żeby kupić ten komputer sama - tym bardziej, że ma mi służyć do grania, więc z jakiej racji ktoś ma wykładać na to swoje pieniądze?

Izabelka, lat dziewiętnaście, właśnie usiłuje trochę się usamodzielnić i ma nadzieję, że cokolwiek jej z tego wyjdzie.