wtorek, 15 maja 2012

Siedemnasta.

Od kilku dni mam wszystko gdzieś, na nic (pomijając czekoladę i parę innych drobiazgów, o których nie wspomnę przez wzgląd na kulturę osobistą) nie mam ochoty, najchętniej wyrzuciłabym ze swojego życia połowę osób, które kiedykolwiek się w nim pojawiły, a moje sny są tak idiotyczne, że zaczynam się martwić o własne zdrowie psychiczne - ot, dzisiaj na przykład zabiłam Edwarda C. nożem do masła, z psychopatycznym uśmiechem wbijając mu go w wątrobę. Co zabawniejsze, jakiś przystojniak zrobił to samo z Bellą, która chciała go zjeść. Jeszcze zabawniejsze jest, że zanim tamta dwójka wpadła, ów przystojniak chciał po raz kolejny zabić mnie. Po raz kolejny, bo wcześniej próbował, ale mu nie wyszło... Tak czy siak, para świecących wampirów została zgładzona, ja przeżyłam a przystojniak był przystojny i miał domek na drzewie. W lesie. W pokoju. Nieważne...

Pomijając wcześniej wspominany wszystkomiwisizm, mam ochotę, tak całkiem nielogicznie, zrobić coś ze swoją skromną osobą - z wyglądem, stylem życia, zachowaniem, CZYMKOLWIEK. Co gorsza, odkryłam - łamiąc przy tym wszystkie swoje zasady, filozofię życiową i inne tam takie pseudonaukowe bzdety - że mimo wszystko przydałby mi się facet. Ale nie chłopak, facet. Mężczyzna. Taki, który by mnie postawił do pionu i trzepnął w mój pusty łeb kiedy trzeba. Taki, który by się mnie nie bał. Humpf... Może jestem zbyt wymagająca (bo [ojejkujejku, jakie to płytkie!] musi być wysoki [a wysoki to nie znaczy po prostu normalnego wzrostu, ale wysoki, bo wszystko poniżej 185-190 cm wygląda przy mnie jak liliput], szczupły, wredny, sarkastyczny, inteligentny, wykształcony i silniejszy ode mnie, żeby w ewentualnej dyskusji miał chociaż tę przewagę, że jak mnie złapie, to się nie wyrwę...), ale problem polega na tym, że żadnego takiego w stanie wolnym nie znam. Och, co za niespodzianka!

A teraz faktycznie będzie niespodzianka. Nie wiem dla kogo, ale będzie, bo tak sobie uroiłam.
Przedstawiam fragment (fragmencik? fragmenciątko..?) opowiadania, które kiedyś pisałam i do którego ostatnio wróciłam. Nie będę się rozwodzić, o czym jest... Jest i tyle. Bohater nazywa się Dorian Karmelsky i jest skończoną kaleką życiową. Amen. Pozdrawiam.

        Zdradliwy Jack
 Dorian siedział przy standardowo zagraconym biurku, wlepiając ślepia w małe, kolorowe ptaszki latające jeden za drugim po zakurzonym monitorze. Angry Birds – nowa ulubiona gra Karmelsky’ego na odreagowanie stresu. Oczywiście czysto teoretycznie, bo w praktyce klął na czym świat swoi za każdym razem, gdy na ekranie pojawiało się to paskudne „Level failed” i musiał zaczynać od początku.
 Co do stresu – faktycznie, wyjątkowo miał się czym denerwować, i nie, nie był to brak alkoholu; tego akurat miał pod dostatkiem i pomiędzy kolejnymi poziomami gry aplikował go sobie pod postacią ukochanego, bursztynowego Jacka. Pił powoli, małymi łyczkami… No, przynajmniej się starał.
 - Hej, stary, zwolnij trochę… Dzisiaj muszę być trzeźwy, mam robotę – fuknął do Danielsa, gdy zerknął w stronę butelki i odkrył, że zdążył opróżnić ją już do połowy. Pogroził whiskey palcem, jakby wierząc, że w ten sposób przemówi znikającemu alkoholowi do rozsądku. – A przecież dopiero cię otworzyłem, ty podstępny skurwysynu!
 Kwadratowa butelka zdawała się spoglądać na Doriana tak żałośnie, z bezgraniczną skruchą wypisaną zawiłą czcionką na czarnej etykietce, że zmiękło mu serce. Westchnął cicho i palcem wskazującym pogładził szyjkę butelki, z niedowierzaniem kręcąc przy tym głową. Skubana, zdobyła jego bezgraniczną miłość. To znaczy zdobył. To znaczy…
 - Kurwa mać, Jack! Dlaczego, po tylu latach przyjaźni, usiłujesz zrobić ze mnie pedała? – Jęknął, uderzając czołem o blat stołu. – Przecież ty nawet nie umiesz mówić…
 Choć nie patrzył w stronę butelki, był niemal pewien, że tamta ze wstydem spuściła głowę.
 Fakt, że nie miała głowy niczego nie zmieniał.

6 komentarzy:

  1. Hmm, rozumiem, że to zaznaczenie wysoki to żebym nie robił sobie nadziei :P
    A na serio, to rozumiem Cię, Twoje poszukiwania, hmm, wymagania, każdy ma jakieś wymagania.

    A co do opowiadania, hmm, niezłe. Ale co ja oceniam, moje to gówno.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Potrzebuję mężczyzny, który mnie przytuli jak mi będzie smutno i przy.pierdoli jak mi będzie za wesoło" :p ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też potrzebuję takiego faceta. Mega dojrzałego a przy tym zabawnego, który byłby godnym rywalem w bitwie na poduszki, śnieżki, walce na słowa, na ironię i nie wkurzy się, gdy go ukradkiem wepchnę do kałuży. Veronique, Lorkowa- z tego, co piszemy wynika, że facetów jest stosunkowo za mało. Powinnyśmy w nich przebierać, a nie narzekać na ich brak.
    Opowiadanie jest więcej niż niezłe. To jest cudowne, że i Ty i UwG i Ja coś tam piszemy, ale każde jest inne i cudne w innym znaczeniu. Ciągnij to dalej, bo postawa juz jest:)

    Twoja Soli

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba każda z nas dochodzi do takiego momentu, że chce mężczyzny. Takiego prawdziwego, nie chłopczyka. Tylko znajdź tu takiego - to graniczy z cudem.
    No chyba, że UwG się sklonuje ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha :) Nie słodźmy mu, bo jego ujemna skromność będzie jeszcze bardziej ujemna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteście słodziutkie, ale już za późno! Print screen i życie staje się lepsze!

    OdpowiedzUsuń