czwartek, 14 czerwca 2012

Dwudziesta.

Uwielbiam - niezmiennie od momentu, w którym po raz pierwszy ją usłyszałam. Dlaczego? Nie wiem. Może za tekst, który (po krótkim romansie ze słownikiem) udało mi się zrozumieć i jakoś tam po swojemu zinterpretować. Może za melodię, może za ostatni refren, tak po kurtowemu wykrzyczany. Może za coś zupełnie innego, czego nie umiem nazwać, a może za wszystko, co wymieniłam i pewnie jeszcze więcej. Zresztą, czy to ważne? Uwielbiam i kropka.


~

Patrzę na tego swojego bloga, patrzę... Przeglądam notki, przeglądam komentarze i dochodzę do wniosku, że mimo wszystko chciałabym, żeby ten blog o czymś był. O czymś konkretnym, a przynajmniej konkretniejszym (albo chociaż inteligentniejszym) niż moje gorzkie żale na temat tego, jak bardzo hejtuję szkołę, swój brak życia uczuciowego, wszechświat, przypalone kotlety... Albo najlepiej wszystko naraz, w końcu taka wszechstronna jestem.

Z drugiej strony, co ja poradzę? Taka już jestem, że przyjemność sprawia mi sama czynność pisania, niezależnie od tego, na jaki temat owa pisanina traktuje. Ot, lubię wieczorem usiąść przy laptopie i bezmyślnie klepać w klawiaturę, opowiadać życzliwym nieznajomym jaki to mam sajgon w szkole, dociekać dlaczego jednocześnie chcę i nie chcę tworzyć z kimkolwiek jakiegokolwiek związku, żalić się, że przesoliłam zupę i teraz nie mogę jej zjeść... A fakt, że owi życzliwi nieznajomi są na tyle życzliwi, że pod moimi wypocinami zostawiają komentarze równie życzliwe, jak oni sami, jest ukoronowaniem całej mojej radosnej egzystencji w blogowej przestrzeni. Taka wisienka na torcie. A w zasadzie, to truskawka, bo za wiśniami akurat nie przepadam... Wracając do tematu: jeśli mam być szczera (a mam, bo tak sobie wymyśliłam, ustaliłam i nie przewiduję od tego żadnych odstępstw - kiedy mam potrzebę, żeby kłamać, otwieram notes, zgarniam ołówek i zaczynam pisać opowiadanie...), to nawet teraz nie umiałabym określić, po co, psia kostka, to wszystko tworzę. Bo lubię? Marne wytłumaczenie, ale wydaje mi się jedynym słusznym.

Ogłaszam wszem i wobec: tak, lubię pisać. Psia kostka... Nie wiem, czy umiem, ale lubię. Poza tym pisanie ma tę przewagę nad mówieniem, że można się spokojnie zastanowić, przemyśleć, dobrać odpowiednie słowa, później piętnaście razy je pozmieniać, coś usunąć, coś dodać... A jak powiem, to co? Nic już z tym nie zrobię, a to z kolei jakoś nieszczególnie do mnie przemawia.

Taak, nie ma to jak pisać o pisaniu...
Dobranoc, pomyślnego weekendu - lorkowa.

4 komentarze:

  1. No właśnie - pisząc, można n razy zrobić korektę. No a mówiąc, już nie. A ja zawsze najpierw powiem, potem pomyślę. Dlatego lepiej w ogóle nie mówić, tylko pisać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ja jednak wolę mówić, tak jakoś mam wtedy więcej myśli w głowie na to co mam odpowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja akurat wolę wiśnie :P
    Wiesz, chyba znam tę przypadłość - pisać dla samego pisania. Niby chciałoby się konkretniej, na jakiś temat, ale w głowie miliard myśli, a pisanie o tym wszystkim sprawia radość :)
    No a tak w ogóle to dobrze z siebie wyrzucić czasem te nagromadzone myśli, choćby i na blogu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co, powiem tak. Zobacz na mój blog.

    Mówię o wszystkim, o tak bardzo wszystkim, że powinienem robić kategorie czy tagi (hmm, to dobry kurde pomysł xD). Bo taki jestem, mój blog jest o mnie, o tym co czuję itp. Ale taki był sen tego bloga.

    A jaki jest Twój sens, pamiętnik, poradnik? A zresztą kochana psia kosteczko (bosze, to było tak urocze, że w ogóle aaa, ale koniec, nie wolno, potem zobaczysz u mnie dlaczego), ja lubię Cię czytać. Piszesz, hmm, fajnie :3

    Twój UwG :3

    OdpowiedzUsuń