czwartek, 12 kwietnia 2012

Dwunasta.

Ogłaszam wszem i wobec, że ONETOWI MÓWIĘ NIE. Teraz, kiedy notka dodaje się za pierwszym razem, bez miliarda komunikatów o błędach rodzaju wszelkiego, aż chce mi się pisać. Znowu. Alleluja i wesołej hanuki.

Ostatnio odkryłam, jak mało jest rzeczy, które lubię robić - tak naprawdę, z całego serca. Rzeczy, na które zawsze mam ochotę i których potrzebuję do funkcjonowania nie mniej, niż powietrza. Poza spaniem (to, że kocham spać jest zupełnie naturalne, biorąc pod uwagę, że ktoś z moich dalekich krewnych był leniwcem...) nie wyobrażam sobie swojej marnej egzystencji bez... Literatury.

Pisać (tak ambitniej; nie liczę Potterowskiego fan fiction z niechlubnych czasów nazywanych powszechnie trzecią-czwartą klasą podstawówki) zaczęłam jakoś w szóstej klasie, może trochę wcześniej. To było jakieś okołotolkienowskie opowiadanie, miało trzy tomy po około siedemdziesiąt stron każdy i, jak nietrudno się domyślić, było największą herezją, jaką kiedykolwiek popełniłam. Cóż, od czegoś trzeba zacząć prawda? Chociaż tego tforu nikomu bym teraz nie pokazała, to muszę powiedzieć, że miał naprawdę wielki wpływ na mój rozwój literacki. W tym samym okresie zaczęłam pochłaniać coraz więcej książek, powoli dobijając do normy, którą wyrabiam aktualnie. Oczywiście, gdybym miała więcej czasu... No, ale ja nie o tym miałam pisać! Oda do braku czasu będzie w odcinku nr. 76520962.

Tak więc, później miałam przerwę w pisaniu, i to całkiem długą - jeśli nie licząc kilku drobnych opowiadań, przez prawie całe gimnazjum nie spłodziłam w zasadzie niczego, co nadawałoby się do czytania. Może kiedyś opublikuję tutaj coś wyjątkowo głupiego... Tak czy siak, prawie nie pisałam, za to czytałam dwa razy więcej, i dopiero ostatnio uświadomiłam sobie, jak bardzo mi owego pisania brakowało. Poważnie. Wiem, że to brzmi jak dylematy jakiejś głupiej idiotki, która nie ma o czym pisać, ale muszę się tym podzielić z ogólnie pojętym społeczeństwem: gdyby teraz ktoś zabronił mi pisać albo czytać, to chyba bym uschła. Tak, jestem oficjalnie uzależniona od słowa pisanego, od przelewania na papier zarówno swoich myśli, jak i różnych dziwnych pomysłów, które rodzą mi się w tej głupiej łepetynie gdzieś na pograniczu dnia i nocy.

To była kolejna notka, która nie miała najmniejszego sensu, ale której naskrobanie sprawiło mi sporo przyjemności. A że nikomu nie będzie chciało się tego czytać... Przeżyję.

2 komentarze:

  1. Oj nie przesadzaj. Każdy ma swoje uzależnienia. Ja lubię czytać, ale nie czytam dużo. Dlatego jestem lekko zazdrosny. Po prostu nie mam, czasu, pieniędzy a przez brata mam bana na wszystkie biblioteki publiczne (nie oddał książki na moje nazwisko, a wszelkie upomnienia chował).

    Ale polubiłem pisanie. Piszę blogi od zeszłego maja, teraz jeszcze opowiadanie. Polubiłem to.

    Chciałbym związać jakoś z tym swoją przyszłość. Nie wiem jeszcze jak. Czy dziennikarstwo, czy co, ale coś.

    Twój Zazdrosny UwG

    Ps. Może być odblokowała w ustawieniach konieczność obrazkowego potwierdzenia, że jestem człowiekiem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytanie? Tak! Jeszcze niedawno wykupowałam zawartośc antykwariatów, jednak alktualnie nie mogę przejśc przez Lalkę... x) a co do pisania - zawartosc mego komputera skrywa niemało. Ale o jakości tego czegoś, wolę się nie wypowiadac.
    czemu wszyscy uciekają od onetu ? (wiem czemu, ale ja nie potrafiłabym pisac gdzie indziej ;p)

    OdpowiedzUsuń