czwartek, 10 maja 2012

Szesnasta.

Ostatnio żyje mi się tak dobrze, że aż mam problem, żeby się w tym odnaleźć. A, co najśmieszniejsze, powodów do irytacji, smutku i wściekłości mam tyle, że mogłabym spokojnie zaszyć się gdzieś pod łóżkiem, nakryć głowę kołdrą i oznajmić światu, że już nigdy w życiu stamtąd nie wyjdę.

Po pierwsze, ledwo poprawiłam jedną banię z matmy, a dostałam kolejną. Zabrakło mi punktu. Jednego, chędożonego punktu, którego nie dostałam tylko dlatego, że nauczycielka jest córką szatana i uwielbia gnębić uczniów. Po drugie, kiedy wracałam do domu w środowe popołudnie, jakiś miły człowiek (pozdrawiam serdecznie) raczył pożyczyć mój portfel i oddalić się w ciszy... W skrócie: okradli mnie, pajace. I wreszcie po trzecie, remont w domu zaczął się na dobre, więc przez najbliższe trzy tygodnie ja, komputer i skromna część mojego dobytku spakowana do trzech kartonów będziemy mieszkać w pokoju u babci. No, za parę dni dołączy się jeszcze mama... Która de facto będzie musiała spać na suficie, bo na podłodze miejsca już nie ma.

To wszystko się dzieje, a za oknem, jak na złość, piękne słońce. Nie, żebym narzekała, nic z tych rzeczy! Po prostu zawsze chciałam być bohaterem romantycznym, a w ich przypadku natura odzwierciedla stan ducha, i tak dalej, i tak dalej... A pal licho, chyba jednak za dużo się w życiu naczytałam.

Wracając do tematu: mimo wszystko mam ostatnio tak dobry humor i tyle energii żeby działać, a nie siedzieć bezczynnie na tyłku i przechodzić kolejną kampanię w Heroes of Might and Magic III, że zaczynam się zastanawiać, czy ktoś nie robi pod moim oknem ognisk z marihuany. Ot, wczoraj chodziłam po parku i jak gdyby nigdy nic robiłam zdjęcia, dzisiaj odebrałam dowód z urzędu, dostałam duplikat karty miejskiej z biletem miesięcznym mpk, odwiedziłam bank w celu wyrobienia nowej karty, a zaraz będę siedziała z mamą na ogródku i spożywała napoje niskoprocentowe oraz czekoladę. Jakby tego było mało, jutro idę z przyjacielem na piwo, pojutrze większą grupą wybieramy się do kawiarni... Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, że matematyka sama się nie zda, ale co mam poradzić, kiedy tak cholernie chce mi się żyć, bawić, robić coś i nie myśleć przy tym o przykrych obowiązkach..?

Ach, jeśli ktoś nudzi się w życiu i ma twittera, może śledzić moje wypociny na temat Yeti jedzących dżem i tym podobnych. Przyjazny dla otoczenia przycisk "obserwuj" poniżej.


6 komentarzy:

  1. Jakże optymistycznie tutaj ;p
    Zazdroszczę tej wyjebki na wszystko i dobrego humoruuuuu ! Podziel się ;pp

    OdpowiedzUsuń
  2. Trolololo, to nie ja byłem :3 ale dzięki za pozdrowienia ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. e tam...jedna bania to nie tragedia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, gdyby była jedna... ^^

      Usuń
    2. ech...majca to nie jajca, jak mówił nasz kolega w gimnazjum ;)

      Usuń
  4. Gratuluje optymizmu i oby tak dalej :) Ja tam spodziewam się dowodu jakoś po wakacjach.
    A tak nawiasem mówiąc, to ogniska od jutra planuję robić gdzie indziej- miejskie mnie spod Twego okna pogoniły, więc sama rozumiesz :))
    http://www.dziewczyna-z-bloga.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń