Jak na tolkienowską psychofankę przystało, wieki temu zaopatrzyłam się w bilety na przedpremierowy pokaz "Hobbita", wzięłam przyjaciółkę pod pachę i dwudziestego piątego grudnia, punktualnie o siedemnastej, zasiadłam przed wielkim ekranem. Wersja 2D, napisy. Idealnie.
Dzisiaj rano w telewizji słyszałam opinię kogoś mądrego (no, teoretycznie), że film jest nudny, za długi, za szczegółowy, za ciężki, jest rozczarowaniem, nie wyszedł i w ogóle nie. W związku z tym pozwólcie, że podzielę się z wami tajemną prawdą, jaka zrodziła się w mojej chorej łepetynie: "Władca pierścieni" jest dłuższy, trudniejszy w odbiorze, bardziej skomplikowany i bardziej szczegółowy, a dostał miliard pięćset tysięcy Oskarów (konkretnie siedemnaście, ale nie bądźmy tacy dokładni). Więc siedzę ja i myślę, i myślę, i myślę o co może chodzić... I wymyśliłam.
"Hobbit" jako książka został napisany dla dzieci - całkiem konkretnych dzieci, bo synów samego autora. Ot, forma jest łatwa i przyjemna, mamy tam mnóstwo zwrotów do czytelnika a całość brzmi jak gawęda, nie rozprawa naukowa (spragnionych tego typu tekstów odsyłam do m.in. "Silmarillionu"). Co zabawniejsze, sam Tolkien uważał taki styl pisania za głupi i po pewnym czasie ponoć zaczął przepisywać "Hobbita" tak, żeby stylistycznie był on zbliżony do "Władcy pierścieni"... Ale ja nie o tym.
Ekranizacja "Władcy pierścieni" moim skromnym zdaniem jest taka, jaka być powinna: poważna, brutalna, słowem - nie dla dzieci, jakkolwiek to brzmi. A "Hobbit"? Cóż, skoro książka to gawęda, teoretycznie film też powinien być dość lekki... No właśnie, teoretycznie. Skoro już mamy tego samego reżysera, scenografię, część aktorów i tak dalej, i tak dalej, to znaczy, że obie filmowe trylogie powinny tworzyć względnie spójną całość... A skoro tak, połowa tej całości nie może być nagle utrzymana w zupełnie innej konwencji, bo marna by to była całość.
Mistrz, idol, nowa miłość mojego życia - Thorin Dębowa Tarcza w wydaniu filmowym jest piękny i kropka. TE OCZY. |
Poza tym... Ehm, skoro film w Polsce jest z dubbingiem, a w dodatku ma podtytuł "Niezwykła podróż" to nie dziwię się, że jest przez część osób niewtajemniczonych w Tolkiena odbierany jako bajka dla dzieci. Szyc jako Gollum, serio..?
Nie wierzę że tyle mi zajęło napisanie jednego konkretu. Wybaczcie, mam problemy ze zwięzłością.
A ja swoją przygodę z Tolkienem dopiero zaczynam, dopiero zaczęłam czytać Hobbita i jest całkiem fajnie napisany, podobają mi się właśnie te zwroty do czytelnika, film zapewne obejrzę, jestem ciekawa jak to wyjdzie, ale podzielenie go na części nie wiem czy jest sensowne.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jest - głównie z tego względu, że zostało do niego dodanych mnóstwo scen, których nie ma w Hobbicie, ale które są zgodne z historią wojny o Pierścień i stanowią świetne wprowadzenie.
UsuńNo i mimo wszystko przygodę z filmami polecam zacząć od Władcy pierścieni - obejrzenie Hobbita w pierwszej kolejności sprawi, że nie zauważysz części szczegółów - i tych ważnych, i tych mających jedynie cieszyć oko widza.
Trolololo, ja wracam do Wrocka jutro i po Sylwestrze idę do kina! Nie mogę się doczekać, czaisz że czekam na ten film siedem lat? Pierdolę... ;D ;D ;D
OdpowiedzUsuńJa niestety byłam na dubbingu, bo gdybym poszła na napisy, to za późno byłabym w domu (mam godzinę do najbliższego kina, a zgrać idealnie banę z końcem filmu jest bardzo, bardzo ciężko). Było to bardzo zabawne, a z dubbingu Golluma śmiałam się cały czas, przez co Bułek musiał mnie uspokajać, bo przeszkadzałam innym widzom. No cóż.:)
OdpowiedzUsuńNie wybierałam się na ten film do kina ani nie miałam zamiaru go później oglądać, ale zmieniłaś moje nastawienie ;)
OdpowiedzUsuńW najbliższym czasie zamierzam wybrać się na "Hobbita" i szczerze mówiąc zachęciłaś mnie jeszcze bardziej. Na początku trochę zdenerwowałam się, że podzielono go na trzy części, ale po tym, co piszesz, wnioskuję, że nie jest to takie bezsensowne.
OdpowiedzUsuńOglądanie władcy pierścieni mnie męczy, co nie oznacza, że nie mogę się ślinić na widok przystojnych, wystylizowanych aktorów, prawda? Hobbita pewnie obejrzę jak ktoś łaskawie wrzuci do neta <3 Na razie w styczniu czeka mnie noc z Tarantino.
OdpowiedzUsuńMnie też czeka, mnie też!
UsuńO ja! High five, Tarantino najlepszy!
UsuńSzczerze? Dubbing to dla mnie jakiś poroniony pomysł! Oczywiście poszłam na film z napisami i oczywiście nie zgadzam się, że nie wyszedł. Moim zdaniem klasą dorównuje Władcy Pierścieni, a że książka jest trochę w innym klimacie, to film też.
OdpowiedzUsuńCo do Thorina: podzielam Twoje uczucia stuprocentowo!!! (A myślałam, że jak zwykle będę sama)
Zostałaś nominowana do LIBSTER BLOG AWARD. Więcej informacji znajdziesz w tej notce : http://alizzilla.blogspot.com/2012/12/libster-blog-award-czyli-zabawa.html
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy.
"Hobbita" czytałam wieki temu i z chęcią obejrzę film, ale nie w kinie. Obawiam się, że nie będzie na tyle dobry żeby płacić za bilet, zresztą aż tak bardzo nie zależy mi, że już teraz go obejrzeć. Poszukam w necie.
OdpowiedzUsuńPs. Wróciłam do blogowania :)
CZEKAMY CZEKAMY CZEKAMY AŻ BEDZIE W KINACH :D
OdpowiedzUsuńwww.imcarlaa.blogspot.com ZAPRASZAM !
I ten dylemat. Spam, czy nie spam?
UsuńDobra, przyznam się, że jak zobaczyłam to zdjęcie to pomyślałam (nie przestrasz się, bo to w końcu ja, więc co innego mogłam pomyśleć): "... HAGRID? :O" :D
OdpowiedzUsuńHm, nawet nie czytałam Hobbita, trochę mi wstyd.