wtorek, 4 września 2012

Dzieci wesoło pobiegły do szkoły

Zabawne... Spędziłam w szkole zaledwie siedem godzin, w tym przez dwie pisałam maturę z wosu, a już mam dość nauki. No, może nie dość, bo jeszcze jej nie zaczęłam, ale to niczego nie zmienia - jeszcze jeden, góra dwa dni i mogą wracać wakacje, jedzenie obiadu na śniadanie i chodzenie spać bladym świtem.

Żarty żartami, ale zapowiada mi się naprawdę pracowity rok - a lorki, jak wiadomo, pracować ani uczyć się nie lubią, będąc przez Matkę Naturę stworzonymi do czytania książek, spania i rysowania. Niby mam cudowny plan lekcji, niby tylko osiem przedmiotów (wyłączając wf i takie tam), ale góra rzeczy do ogarnięcia rośnie z każdą kolejną godziną lekcyjną. No bo tu matematyczna obiecała, że będzie nas gnębiła, tam fakultety z wosu zapowiadają się niezbyt przyjazne, do tego piątkowymi popołudniami czekają mnie zajęcia dodatkowe z ukochanej matematyki (bleh), co by zdać maturę na jakimś satysfakcjonującym poziomie, a jakby tego było mało, to sobie ubzdurałam, że przy pięciu godzinach niemieckiego w tygodniu będę jednak zdawała maturę z angielskiego i teraz muszę się jakoś do niej przygotować. Och, szkoło, nienawidzę cię.

Z drugiej strony udało mi się jeszcze nie wpaść w stan zbliżony do depresyjnego i po prostu nie martwić się zanadto na zapas - och, co ma być, to będzie, a moja skromna, pozbawiona zdolności nadprzyrodzonych osoba nic na to nie poradzi. We wszystkim staram się doszukać czegoś pozytywnego, choćby była to mała, nieznacząca drobnostka. Na przykład dzisiaj doszukałam się w lodówce, bardzo smutnej z definicji, tabliczki czekolady, tworu boskiego i tak optymistycznego, że ojeju! Poza tym dzięki maturze z angielskiego będę wreszcie mogła posługiwać się tym językiem jak bozia przykazała, a nie na czuja, z kolei na wosie nauczę się na pamięć ścieżki ustawodawczej i tym podobnych, co niewątpliwie ułatwi mi oglądanie ze zrozumieniem tvn24...


Z pamiętnika fantasty: w tym roku moje zakończenie wakacji było tak epickie, że bardziej już nie mogło. Ostatni weekend, a konkretniej noc z piątku na sobotę spędziłam w kinie, na miękkim fotelu, z coca-colą w dłoniach i oczami wychodzącymi z zachwytu z orbit. Wraz z przyjaciółką na całe dwanaście godzin przeniosłam się do mojego ukochanego Śródziemia, dzięki uprzejmości Multikina, które zorganizowało maraton, w dodatku puszczając jacksonowską trylogię w nowej wersji reżyserskiej na bluray - tam były sceny, których nawet ja wcześniej nie widziałam! Może i jestem głupią idiotką, ale zobaczenie ekranizacji "Władcy Pierścieni" na wielkim ekranie było moim marzeniem od podstawówki, a spełnienie go było chyba najpiękniejszym, co mi się w życiu przytrafiło. To było lepsze nawet od Disneylandu.

No i dostałam książkę! Nie stać mnie na kupowanie ich na co dzień, więc to też jest wydarzenie godne tego, żeby poświęcić parę chwil na jego opisanie. Panie i panowie, "Achaja" Ziemiańskiego zagrzała już miejsce na półce z polską fantastyką i czeka, żebym wreszcie ją przeczytała. A ja nie mogę, bo Żeromski czeka... Panie Stefanie, nie lubię już pana! Swoją drogą... Kto to widział, żeby za 690 stron i ładną okładkę płacić 39,90? Ja rozumiem, 25zł, nawet 30 przeżyję, no ale... Ale... Arghh, Panie, widzisz i nie grzmisz!

14 komentarzy:



  1. Swoją drogą, ta wersja reżyserska była bardziej reżyserska niż ta do tej pory wydana? >.>

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, wiesz, że też miałam iść na LOTRA? Ale tak się wszystko złożyło, że akurat tego dnia nie mogłam :( No nic.. może jeszcze przed grudniową premierą Hobbita się załapię ;D

    A szkoła.. dasz sobie radę. ;D Też panikowałam rok temu, a jednak wszystko poszło dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze za tą szkołą zatęsknisz ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie mam dosyć szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój plan lekcji ma się następująco : poniedziałek-środa od 8-16, w czwartek mam jednodniowe okienko, a w piątek cztery godzinki. Kocham tę szkołę.
    Szkoda, że u mnie nie było takiego maratonu w kinie, to bym poszła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehh czemu każdy, kto bloguje uwielbia przedmioty humanistyczne? ;p nie wyobrażam sobie zdawania wosu na maturze, czy 5 godzin j. niemieckiego, więc podziwiam i stwierdzam, że ja bym bez fizyki nie wytrzymała! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochałam się w zajętym chłopaku, co to za choroba jest. Szlag mnie zaraz trafi. Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę żyć! Ratunku!
    Lorkowa w Tobie jedyna nadzieja. W końcu jesteś moją starszą siostrą, radź!

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam tą piosenkę! Fragm. wisi u mnie na ścianie płaczu! (to takie coś, gdzie zawieszam wszystko co uważam, że oddaje sens mojego życia i bezsens oczywiście też)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej, jak kiedyś wpadniesz do miasta mego, to mogę Ci podrzucić Trylogię w wersji Reżyserskiej :3

    Bo tego mailem nie wyślę, ma to swoje kilka GB.

    A i lubię tę piosenkę. I też nie chcę do szkoły. Buuu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może dlatego, że jestem dopiero w pierwszej LO, nie mam jeszcze wstrętu do (nowej) szkoły - bo po prostu na razie nic nie robimy. Ale obawiam się, że niestety od tego tygodnia ulegnie to kategorycznej zmianie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Na samą myśl o czekającej mnie w tym roku nauce robi mi się niedobrze. Już od pierwszych lekcji nauczyciele zaczynają maturowe zamieszanie, powtórki, dodatkowe lekcje, próbne testy. To dopiero początek, a ja już mam dość. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co się bedzie działo w kwietniu ;>

    Na maratonie również miałam przyjemnosć być i muszę przyznać, że było wspaniale. Mimo 12-stu godzin wpatrywania się w ekran nie byłam ani na moment znudzona :)

    OdpowiedzUsuń
  12. I zapomniałam: też jestem wściekła na ceny książek. Wydawcy naprawdę przesadzają, żerując na ludziach, którzy jeszcze czytają...

    OdpowiedzUsuń