piątek, 26 października 2012

Na pewno nie wiecie, ze...

Ach, jak przyjemnie jest móc poopowiadać o sobie... Tak, wiem, robię to ciągle, ale tym razem mam konkretne uzasadnienie co, jak, po co i w ogóle dlaczego piszę głupoty, zamiast zbierać kukurydzę z mojej farmy. Tak się złożyło, że pani z Sekty Mrocznej Czekolady, pani zamieszkująca Milowy Las oraz pan Urodzony w Grudniu nominowali mnie do takiej a nie innej zabawy, za co z kawałka całego serca im dziękuję, czy coś w tym stylu. Zasady są proste, jasne i przyjemne: trzeba nominować siedem blogów i poinformować o tym ich właścicieli, zawiesić nagrodę na swoim blogu, podziękować za nominację i zdradzić siedem faktów o swojej skromnej osobie. Jak na mój gust to fajna sprawa, bo można się wyżyć artystycznie i zawrzeć w jednym poście miliard siedem informacji które pewnie nikogo nie interesują. Tak więc do dzieła, kamraci, pokażmy tym szczurom lądowym, gdzie raki zimują.

PASTAFARIANIZM. Nie lubię wód, statków, ruf, masztów, majtków, sterburt, bukszprytów, halsów i refowania, obce jest mi wszystko co związane z żeglugą, a mimo to nagminnie rzucam jakimiś pseudopirackimi tekstami. Dlaczego? Otóż ma to związek z jedyną słuszną wyznawaną przeze mnie religią, jaką jest kult Latającego Potwora Spaghetti - my, pastafarianie, wierzymy, że pochodzimy od piratów i jesteśmy z nimi w 98% spokrewnieni. Głównym dogmatem Kościoła Spaghetti jest brak dogmatów, nie ma także żadnych nakazów, zakazów i innych ograniczeń mających na celu zrobienie wyznawcom z życia jesieni średniowiecza. Święta? Oczywiście - każdy piątek, który można świętować z braćmi i siostrami pijąc święty trunek, piwo, oraz jedząc makaron. I nie, bynajmniej nie zainteresowałam się pastafarianizmem, bo pojawił się na kwejku. Interesowałam się tym, zanim to było modne. Przy okazji szerzę radosną propagandę i wszystkich zainteresowanych zapraszam tutaj.

HARRY POTTER. Po zobaczeniu w kinie pierwszej części przygód młodego czarodzieja zapałałam do nich gorącą miłością - w konsekwencji natychmiast dorwałam się do książek, a co zabawniejsze, przed dobre pięć lat czytałam tylko i wyłącznie dzieła pani Rowling. Dzieci w podstawówce mnie nienawidziły, bo wszystko wiedziałam lepiej i ciągle ich poprawiałam, bo opowiadali bzdury na temat mojej świętości. Nooby.

IMPREZY. Nie lubię, nie uskuteczniam - ani klubowego umc-umc i skakania jak pawian na parkiecie, ani domówek mocno zakrapianych alkoholem; ba, w ogóle mam wstręt do alkoholu, jeśli ten występuje w ilościach większych niż małe, natomiast na pijanych ludzi reaguję... No, źle. Tak więc chwalę się wszem i wobec: mam lat osiemnaście, nie miałam w ustach czystej wódki, a najbliżej stanu upojenia alkoholowego byłam kiedy zapomniałam, że rano brałam tabletki na alergię i wypiłam piwo.

BIURKO, czyli centrum mojego małego wszechświata. Kocham je nad życie i nie zamieniłabym na żadne inne. Przy biurku jem, piję, uczę się, czytam, rysuję, ratuję świat, przelewam krew, a czasem nawet i spać mi się zdarza. Jako że na pewno nikt z was nigdy na oczy go nie widział i śmiało mogę podciągnąć je pod fakt nieznany szerszej publiczności, wykorzystam to perfidnie i pokażę. Dadam.

Tak, jestem dumna z mojej tablicy korkowej. Wiecie, ile wysiłku kosztowało mnie zrobienie tam takiego misz-maszu?

MAKIJAŻ. Kompletnie nie umiem się pomalować - w tej kwestii cierpię na dwuleworęczność i totalny brak wyobraźni. Ot, ostatnio na przykład kupiłam sobie kredkę - zanim na mojej powiece powstała względnie równa kreska, dwa razy dziabnęłam się w oko. Żeby nie było tak miło, później kredka nie chciała się do końca zmyć, a oko bolało od tarcia płatkiem - w konsekwencji wyglądałam jak naćpana panda. Ba-dum tss.

PRACA. Szczytem moich ambicji zawodowych jest zostanie szalonym rockmanem z przydługimi włosami i seksownym zarostem, z marynarką niedbale narzuconą na t-shirt z logo Gwiezdnych Wojen i sprane jeansy. Zachrypniętym głosem śpiewałabym piosenki przed podekscytowaną, wielotysięczną publicznością, a niewinne niewiasty byłyby gotowe zrobić wszystko, bylebym zaszczyciła je krótkim spojrzeniem moich zimnych, stalowoszarych oczu lub ironicznym, zadziornym półuśmiechem... Ale i tak skończę na polonistyce.

MĘŻCZYZNA. Co prawda buntuję się przeciwko z góry narzuconej wizji kobiecości, a mimo to mam całkiem jasne wyobrażenie na temat tego, jaki powinien być - moim zdaniem - mężczyzna. Oczywiście nie krytykuję tych, którzy sądzą inaczej; ot, każdy ma jakieś ideały, prawda? Mój ma przynajmniej 185cm wzrostu, jasną karnację, ciemne włosy w artystycznym nieładzie, wąskie usta i niski głos; nie dba o siebie przesadnie, czyta, lubi pizzę (kto nie lubi pizzy..?), a co najważniejsze, ma w sobie nutkę arogancji i - wybaczcie określenie, ale inne nie przychodzi mi na myśl - skurwysyństwa. Grzeczni, niezdecydowani, niedojrzali chłopcy bez zarostu jakoś mnie nie przekonują. A poza tym, to może być też święty Mikołaj.

~

Mój obecny kłopot polega na tym, że wszyscy, których mogłabym wkręcić do zabawy są już wkręceni... Cholera, ja to mam życiowe problemy. Póki co zapraszam (czy tam nominuję, jej - nie lubię tego słowa, jest strasznie wzniosłe) Flores (zapiski-marudy.blogspot.com), Masked (http://all-guilty-by-association.blogspot.com), Kitsune (grabarz.blogspot.com) i Soli (dziewczyna-z-bloga.blogspot.com).

NIE MOGŁAM SIĘ POWSTRZYMAĆ
PS. Jeżeli ktoś przebrnął przez całą tę notkę, to... No, niech moc będzie z nim.
PPS. To jest najdłuższy post w moim życiu. Ojej.
PPPS. NANANANANANANANANANANANANANANANA, BATMAN

16 komentarzy:

  1. Też kocham Pottera, też nie umiem zrobić kreski, też nienawidzę imprez, też mam dziwne przeczucie, ze skończę na polonistyce (ale modlę się, by tak nie było), też mam wymyślonego chłopaka (co jest straszne i mnie przeraża), ale nie mam takiego porządku ba biurku. Patrzę na Twoje i na moje jednocześnie i ... hahahah, masakra :D Na myśl nasuwa mi się tylko jedno określenie, opisujące moje biurko (za które bardzo przepraszam): burdel! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak dowiedzieć się kilku rzeczy, których prawdopodobnie nigdy się nie wykorzysta ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, trzecia nominacja, muszę się wreszcie za to zabrać :P
    Imprezy to również nie moja bajka, techno i chlanie w niewyobrażalnie wielkich ilościach jakoś mnie nie przekonują ;> Co do makijażu podpisuję się pod Twoimi słowami - wychodzi mi to krzywo, nienaturalnie, a efekt końcowy jest często godny pożałowania, ale i tak zamierzam ćwiczyć, może w końcu wyjdzie mi ta cholerna kreska xD
    Mężczyzna nie może być do końca grzeczny i ułożony, taki lekko zarozumiały jest idealny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za nominację :)
    A co do postu to mój ideał mężczyzny na pewno nie jest arogancki - i to wcale nie znaczy, że jest jakimś pantoflarzem - trzeba zachować umiar :D No ale co tam - o gustach się nie dyskutuje.
    Co do reszty to myślę, że oprócz tej religii to mam tak samo. Make-up to dla mnie prawie czarna magia, jestem potterowskim dzieckiem, nienawidzę imprez, a moje biurko jest świętością. :) Być muzykiem rockowym - ehh, najlepsza robota na świecie, ale niestety moim rodzicom się nie udało i jestem dziewczyną, a w tym przypadku to niski głos i zarost ciężko - więc skończę na astronomii :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oprócz wyznania łączy nas wszystko. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, ja zakupiłam kredkę do oczu... I skończyło się nieomal oczętem wydłubanym, więc stwierdziłam, że toż to zapewne jest jakieś urządzenie szatana czy coś, i odłożyłam. Wystarczy, że maluje sobie je tuszem i wychodzę bez jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu! Do Harry'ego Pottera, imprez i biurka się dołączę - ja czasami mam na nim wszystko, począwszy od dwóch szklanek herbaty wypitej, bo przecież znieść się do kuchni nie chce, literatki po coli, karteczki, gazety, długopisy, róża z osiemnastki, i wiele wiele innych rzeczy, o istnieniu których dowiaduję się, gdy decyduję się na ogarnięcie tego rozgardiaszu :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ masz magiczne biurko!!! Zazdrość wysyłam w Twoim kierunku. Jeśli istnieje grammar nazi, to ja pozwolę sobie stworzyć potter-nazi. Ilekroć słuchałam bzdur niektórych niezorientowanych w treści książki, miałam chęć palnąć ich piątym tomem w łeb i warknąć "avada-kedavra".
    Nigdy nie miałam ambicji, żeby zostać gwiazdą rocka, ale idąc na uczelnię i słuchając muzyki, w głowie układam sobie plan, jak mógłby wyglądać mój występ live z danym wokalistą. No i kiedyś namiętnie uczęszczałam na karaoke, ale to raczej żenujące wspomnienie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z Harrym mam to samo, tyle, że ja zaczęłam swoją manię od przeczytania I tomu. ;) Co do makijażu - uwierz mi, kwestia wprawy. Kiedyś byłam największą sierotą w tej dziedzinie, dzisiaj potrafię w mniej niż 2 minuty zrobić naprawdę równe kreski, albo inne cuda na kiju, także po prostu cwicz ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. W sumie, to mamy wiele wspólnego - na przykład Harry'ego :) W pewnym okresie swojego młodego życia stwierdziłam, że ja pójdę na studia o Harrym Potterze i będę pisać świetne prace naukowe na jego temat :D Miałam dziesięć lat. Ja też mam ostoję, jaką jest biurko i na makijażu znam się tylko w teorii. Nie ubolewam :D
    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Imprez unikałam jak ognia, nie przepadam za ogromną ilością obcych ludzi w jednym miejscu, ale fajnie jest spotkać się ze znajomymi na jakiejś domówce. Przeczytałam o pastafarianizmie i zastanawiam się, skąd wziął Ci się pomysł na wyznawanie Jego Makaronowatości? He he, jakbym była Twoją koleżanką z klasy to codziennie zamykałam bym Cię w toalecie na przerwach za to poprawianie;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Co do makijażu, to moje umiejętności ograniczają się do pomalowania swoich rzęs :> jeśli się postaram to po 5h może uda mi się zrobić jako taką kreskę ajlajnerem. Aha, i jeszcze usta umiem sobie pomalować!
    Imprezy w przeciwieństwie do Ciebie lubię, a Harry to też całe moje życie <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja cierpię na leworęczność (już mi jedna lewa starczy...) i moje malowanie nadaje się do kabaretu...
    Haaa, widzę plan lekcji z Demlandu! Mam w zakładkach, szkoda mi było tuszu w drukarce.

    OdpowiedzUsuń
  13. Też nie umiem się pomalować. mam z tym problem. Mój makijaż ogranicza się do pomalowania rzęs i ust, reszta jest nieosiągalna

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja parę lat temu byłam mocno zakręcona na punkcie Pottera, potem mi przeszło. Nawet nie przeczytalam wszystkich części, chyba po prostu mi sie znudziło.

    OdpowiedzUsuń
  15. http://d.asset.soup.io/asset/3855/0413_e4bd.gif
    ^ Mój stosunek do imprez.
    Z Harrym Potterem i makijażem mam podobnie. Piszesz, że kredka nie chciała się zmyć? Kilka lat temu jak narysowałam sobie czarną kredką zmarszczki Itachiego chciałam zmyć to zmywaczem do paznokci. Dobrze, że mnie w porę powstrzymano. Ba-dum tss.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja akurat 'czczę' Wielką Drożdżówkę, która pomaga biednym i niewinnym uczniom przetrwać lekcje fizyki i wszelakie możliwe sprawdziany. Chociaż Latający Potwór Spaghetti też wygląda zachęcająco xD
    Kreskę najlepiej zmywa się patyczkiem kosmetycznym. A eye-liner schodzi jeszcze gorzej jak kredka.
    Próbuję przekonać swoje przyjaciółki do Harry'ego Pottera. Jak na razie to lubią Slytherin i Śmierciożerców. Cóż, zawsze coś, prawda?
    Fajnie byłoby być gwiazdą rocka. Tylko że ja wolałabym być rockwomen. Ale pewnie i tak skończę na polonistyce albo dziennikarstwie xD W najgorszym możliwym przypadku.
    Też miałabym taką wielką tablicę korkową jak Ty, gdyby tynk mi ze ściany przy wierceniu nie odpadał.
    Lajf is brutal.

    OdpowiedzUsuń